środa, 6 marca 2013

Inspiracja - Urban Farming

Warzywa i owoce z własnej uprawy to nie tylko przywilej mieszkańców wsi i posiadaczy ogródków działkowych. Coraz większą popularność zyskuje ostatnio nowy trend - urban farming, czyli miejskie ogrodnictwo.
Pod pojęciem urban farming, czy inaczej guerilla farming, kryją się wszelkie działania związane z uprawą roślin jadalnych w mieście.

 Źródło: https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTPdVAfWuo3OQosxX5oerSr3Ix_PO98N4EKF3mCa_M7VAC9-D_x

Przyjrzyjmy się historii tego ruchu. Pierwsze miejskie uprawy istniały już w starożytnym Egipcie. Już wtedy do ich nawadniania wykorzystywano system odprowadzania wód opadowych. Podobnie postępowali Inkowie, którzy na dodatek z rozmysłem planowali lokalizację parceli uprawnych tak, by wydłużyć okres wegetacyjny roślin. W Europie koncepcja miejskich ogrodów pojawiła się po raz pierwszy w Niemczech, na początku XIX wieku, natomiast amerykańska tradycja społecznego ogrodnictwa sięga I Wojny Światowej, kiedy to tworzono tzw. Victory Gardens (mające odciążyć państwo zaangażowane w wojnę w obowiązku produkcji pożywienia).

Przykładów dobrze funkcjonującego miejskiego ogrodnictwa w historii jest wiele. Weźmy choćby Cuban Organopónicos – ogrody, których powstanie zainicjował rząd Kuby po upadku Związku Radzieckiego, by zaradzić niedoborom w dostawach jedzenia.
Współczesnym wzorem udanego urban farmingu może być Prinzessinnengärten w Berlinie

 
źródło: http://thisbigcity.net/wp-content/uploads/2012/10/Berlin-Kreuzberg_Prinzessinnengärten_1.jpeg

Imponującą skalę przyjął projekt Philadelphia Urban Farm Network, w Filadelfii USA, gdzie w uprawę zaangażowanych są setki mieszkańców miasta. 

Źródło: http://kylinuntitled.com/wp-content/uploads/2011/11/7_21_10_EagleStreetAnnie9953.jpg

Podobne przykłady znajdziemy w Paryżu, Londynie, Hong Kongu, ale też na naszym rodzinnym podwórku. Jedną z pierwszych akcji związanych z guerilla gardening, "Warzywniak", zorganizowała cztery lata temu grupa Kwiatuchi z Zielonej Góry. W Warszawie pierwszy miejski ogród powstał przy pałacu Ksawerego Konopackiego z inicjatywy aktywistki Natalii Bet. W Krakowie akcję tworzenia tymczasowych "warzywniaków" zainicjowało w 2012 roku Muzeum Sztuki Współczesnej. 

W obecnych czasach, gdy ponad połowa ludności na świecie zamieszkuje miasta, a 250 mln z nich cierpi z powodu głodu warto z tej tradycji czerpać i ją rozwijać. Zwłaszcza, że niesie ona właściwie same korzyści.
Po pierwsze – dzięki miejskim ogrodom mieszkańcu mogą, w pewnym stopniu, sami zaopatrywać się w lokalne, świeże warzywa i owoce.
Istotne jest to, że produkty nie są transportowane z odległych zakątków kraju czy nawet kontynentu, dzięki czemu ogranicza się zanieczyszczenie powietrza, czy zużycie ropy naftowej.
Novum nie stanowi też fakt, że biologicznie czynne powierzchnie lepiej radzą sobie z wodami odpadowymi, niż nawierzchnie nieprzepuszczalne.
Miejska działka to także korzyści społeczne i zdrowotne. Codziennie dbanie o wspólny ogródek pozwala nawiązać więzi z jego innymi użytkownikami i zapewnia dzienną dawkę gimnastyki, nie wspominając o psychicznym odprężeniu, jaki daje kontakt z naturą.
Wprowadzanie idei urban gardening to krok na drodze do "odzyskania" przestrzeni publicznych w mieście przez jego mieszkańców, ale i wzięcia za nie odpowiedzialności
Wreszcie – to szansa na to, że rozwój naszych miast będzie bardziej zrównoważony i zorientowany na potrzeby człowieka.

Magdalena Lachowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz